Nagle pojawiasz się na nieznanych Ci terenach pewnego Stada. Idziesz krętą ścieżką, która prowadzi Cię przez Las, który żyje śpiewem ptaków. Nagle ścieżka się kończy. Za drzew nagle dostrzegasz Jezioro. Wędrujesz po brzegu Jeziora w którym pływają różnego rodzaju wodne zwierzęta. Zachwycasz się ich kolorami i kształtami. Nagle widzisz kawałek ścieżki, zaczynasz biec w jej stronę. Znów idziesz ścieżką, którą dostajesz się nad Łąkę. Przechodząc przez nią już wiesz, że na innych terenach nie ma takich rzadkich okazów roślin i zwierząt. Końcem Twojej podróży jest Polana, gdzie zauważasz różne rasy psów. Żyją one w zgodzie i miłości. Zostaje już tylko jedno, zostać tu, lub odejść i zapomnieć o całej tej podróży, wybór należy do Ciebie.

7 grudnia 2012

Pod nóż

Nie paczajta na tytuł, w telewizji mówili! No a teraz notka.
*~*~*~*~*~*~*~
Szur-szur-szur, szur-szur-szur. Venus przesuwała się pomału, powolutku, i w dodatku bardzo cicho do przodu. Cała była pokurczona, skulona, czołgała się jak rasowy żołnierz. I cóż z tego? No właśnie nic. Godzinę już tropi, i nic jeszcze nie wytropiła. Ale brnie do przodu, właściwie sama nie wie po co. No tak, cała Venus. Uparta jak osioł, albo jak i dwa.
-A psik!-Kichnęła wciągając kolejną bruzdę śniegu do nosa.-jak tak dalej pójdzie, to się rozchoruję, a i tak nic nie zjem. Myśl.
Wtem stanęła prosto, z wzrokiem wlepionym przed siebie, piersią dumnie wypiętą i jedną łapą w górze. Wciągała intensywnie powietrze i strzygła uszami. Ogon wyprostował się, i Venus wystrzeliła z miejsca jak z procy. (Aż dziw że nie zgubiła jakiejś części ciała.) Zgrabnie omijała drzewa, przeskakiwała przez zaspy i przedzierała się przez większe krzewy. Wywaliła język na wierzch śliniąc się obficie ze zmęczenia, nie zwalniając ani na moment. Hebanowa sierść połyskiwała blado w delikatnym świetle słońca. Pędziła jak hart.
-STOP!-krzyknęła do siebie zatrzymując się nagle.
Stała w miejscu i wąchała. Przytknęła nos do ziemi i brodziła w śniegu, a potem znów ruszyła dalej. Powtarzała tę czynność parokrotnie, aż w końcu szaleńczy cwał przerodził się w ostrożny, cichy krok. Powróciła do pozycji pierwszej, czołgając się. Oto jest; sarna. Niewielka, ale wystarczająca by wyżywić stado. Pozostała kwestia strategii. Venus uniosła wzrok do góry, i zaczęła niemo poruszać wargami. W końcu przytaknęła, i zaczęła posuwać się do przodu. Wolno i ostrożnie, żeby zwierzyny nie spłoszyć, a potem hyc! Wystrzeliła do przodu wprost na kopytną. Niestety, zwierzę w porę zdało sobie sprawę z niebezpieczeństwa, i czmychnęło.
-Nie masz szans!-warknęła hebanowa ruszając w pogoń.
Raz po raz wysuwała się do przodu, i kiedy już miała zadać cios, sarna umykała. Venus groźnie wyszczerzyła kły i szczeknęła. Jej głos poniósł się głucho po całym lesie. Przyśpieszyła jeszcze bardziej, znalazła się jeszcze bliżej, ale ofiara wciąż wykonywała zgrabne uniki. Szybko musiała coś wymyślić, bo brakowało jej sił. Przeanalizowała wszystkie możliwości, i zwolniła nieco. Znalazła się tuż-tuż za ofiarą, i gdy nastał odpowiedni moment, podcięła jej nogi łapą. Kopytna straciła równowagę, i przewróciła się. Prawie udało jej się wstać, ale suczka w porę ją schwytała. Zacisnęła jej kły na gardle, i kiedy zwierzę przestało się szamotać, padła. Dyszała i charczała, kichała i szczekała, wyła i piszczała. Na wszystkie możliwe sposoby łapała oddech, nie ważne czy przynosiło to skutek, czy też nie. W końcu złapała dech. Kilkukrotnie polizała śnieżny puch pod jej łapami, i chwyciła zwierzynę w pysk. Postanowiła przetransportować ją do domu.

Kiedy mięso znalazło się w końcu przed jaskinią, było już ciemno, a Venus tak wycieńczona, że bez kolacji poszła spać. Kiedy spytano ją, czy nie zje choć kęsa, mruknęła tylko i padła jak długa na posadzkę. Kilka sekund później już spała.
Kiedy się obudziła wszyscy jeszcze spali. Wszyscy, prócz niej. Na dworze prószył śnieg i hulał wiatr. Po prostu zwykły, zimowy dzień, czyli nic specjalnego. Wykrzywiła pysk w geście niezadowolenia; z jej wczorajszej zdobyczy zostały tylko resztki. Jednak jako że burczało jej w brzuchu, wzruszyła tylko ramionami (?) i zaczęła oskubywać kości z mięsa.
Po posiłku wyszła na zewnątrz, i rozejrzawszy się dokoła ruszyła na przód. Znów trzeba skołować coś do jedzenia. Tym razem może jednak coś mniejszego.
Szła dość długo, przez cały czas patrząc na swoje łapy. Płatki śniegu wirowały dokoła, jak zwykle z resztą. Monotonny dzień w monotonnym świecie.
Jakże potem żałowała, że to przyszło jej na myśl!
Brodziła łapami w lodowym przeręblu w poszukiwaniu ryb. Palce pomału jej marzły, ale szukała cierpliwie i dokładnie. Kiedy przepływała nieopodal jakaś ryba, łapała ją w żeby i rzucała na brzeg. Stała tak jakieś pół godziny, ale potem była zbyt przemoczona, żeby kontynuować połów. Electrica pewnie już jest na polowaniu, więc nie ma się co martwić. Wzięła zdobycze w pysk, i spokojnie ruszyła przed siebie. Patrzyła w niebo, całkiem wyłączona z tego, co się działo. nagle usłyszała za sobą ryk, i coś z impetem uderzyło ją w kark. Miała dużo szczęścia, że wszystkie kosci były całe. Odwróciła się, i już chciała szczeknąć, ale głos uwiązł jej w gardle i zamiast tego wydobyła z siebie stłumiony pis.
-Nie-nie-niedźwied-d-dż...-wyjąkała.
Chciała wstać i uciec, ale z góry spadł na nią kolejny cios. Potem następny, i jeszcze jeden. Nie zdążyła się jeszcze otrząsnąć, kiedy niedźwiedź chwycił ją za łapę i potrząsnął. Venus ledwo doczołgała się do drzewa. Podniosła się s trudem i potrząsnęła hebanowym łbem. Uniosła wargę do góry i wydała z siebie gardłowy warkot. Niedźwiedź ryknął, i przez ułamek sekundy ich spojrzenia się spotkały. On nie cofnie się przed niczym.


Nim padł kolejny cios, suczka zdążyła umknąć. Schowała się za drzewem, i wzięła głęboki wdech. Przecież niedźwiedź powinien teraz spać... przygryzła wargę i wyjrzała. Monstrum zbliżało się do niej, powarkując raz po raz.  Miała szansę uciec, ale coś ją zatrzymało. Mianowicie jej własna łapa. Wywinęła orła. Próba wstania nie powiodła się. Część prawej kończyny była spuchnięta. Kość złamana.
Jedyne co pozostało zrobić suczce, to wyć. Wyć, i mieć nadzieję, ze ktoś ze sfory ją usłyszy. Wzięła wiec głęboki wdech, i zawyła tak mocno, jak tylko potrafiła.
*~*~*~*~*~
Cóż, idealne to to nie jest, ale zawsze coś. 

1 komentarz:

  1. Świetnie! Fajnie się czytało po tak długiej ciszy. Nawet mnie uwzględniłaś O.O

    OdpowiedzUsuń